dawno sie tak nie wynudziłem, wszystkie piosenki zupełnie bez różnic- tak samo banalne i żałosne teksty, żadnej werwy, emocji, to było równie monotonne jak teksty "papa roach" ("mama mnie nie kocha", "życie jest nie fair", itd., itp.), jedyne co godne uwagi to scenografia i zdjęcia, ale nawet dla nich nie warto. spokojnie mógłbym wyjść w środku filmu na godzinę i nic by mnie nie ominęło. wręcz brak słów na brak wyobrażni i pomysłowosci twórców. i jeszcze ci bezpłciowi aktorzy. całość przypominała mi jedną z tandetnie ckliwych opowiastek dineya- takie same songi bez cienia polotu i pierdołowata fabuła chyba spod ręki samego upiora z opery, który mści się teraz za swe krzywdy pisząc takie gnioty dla hollywood. hit broadwayu? raczej płacz i zgrzytanie zębów.
Kochanie to jeden z najsłynniejszych musicali brodweyowskich i to włąśnie ta wersja, bo jest prawie całkowicie przeniesiona z desek teatru na taśmę filmową. A tego gniota napisał Leroux na przełomie XIX i XX w. I to on popełnił pewne błędy rzeczowe, jeżeli chciało by się książkę prześwietlić pod kątem spójności faktów. Weeber tworząc musical - poprawił je uzyskując tym efekt bardziej trafny niż książka (co się raczej żadko zdarza) i dlatego warto obejżeć film i przeczytać książkę. Tym bardziej, że jako przykład lit. francuskiej tamtego okresu - klsiążka *a co za tym idzie i film) ma bardzo dużo naleciałości i zaczerpniętych wątków z innych literatur, niektórzy porównuja ją z Mnichem Lewisa, ale ty coś mi się zdaje zarówno z literaturą jak i teatrologią jesteś chyba trochę na bakier...
zapewne chciałeś sie wielce dowartościować swoją wypowiedzią, ale wyciągnąłeś nieco daleko idące w wnioski i przyznam szczerze- spudłowałeś. owszem, nigdy znawcą teartu specjalnie nie byłem, ale sam występowałem przez ponad trzy lata w amatorskim teatrze na warszawskim ursynowie. nie mam również nic przeciwko przyzwoitej lekturze, wręcz przeciwnie, ale nie padam na kolana przed webberem i mówię głośno, że kinowy "upiór w operze" to moim zdaniem zwykły gniot. widziałem, dobre musicale i wiem, że nie wygladaja one bynajmniej tak jak ten. kiedy mnie coś porwie to o tym wiem, a to dziełko mnie znudziło jak rzadko które, przy czym mówiąc gniot nie miałem na myśli powieściowego oryginału lerouxa, z którym przyznaję, że się nie zapoznałem, ale sam film. chyba się nie zrozumieliśmy, bo ja do samej historii nic nie mam, tylko do tego jak ją tutaj opowiedziano. można było z niej wiele wykrzesać, a stworzono baśń bez cienia polotu i jakiejkolwiek oryginalności. piszesz o literaturze francuskiej, podczas, gdy ma to niewiele do rzeczy, bowiem nie ma nic wspólnego chociażby z librettem musicalu, które jest denne. skoro ci się podoba to twoja rzecz- ja przedstawiłem swój punkt widzenia i przy nim będę trwał, tym bardziej, że mamy do czynienia z dziełem, które stara się udawać, że jest czymś więcej niż w rzeczywistości, a w końcu to tylko prostacka, jarmarczna rozrywka w atrakcyjnym, niby wykwintnym i wysmakowanym opakowaniu.
Co do samej Twojej opinii to nie mogę zakrzyknąć "nie!!" bo o gustach się nie dyskutuje. Miało prawo się nie podobać. Ale w niektórych punktach jednak przesadziłeś! Przede wszystkim film ten ma bardzo klasyczną strukturę musicalu, wiernie przeniesioną na ekran i niczym innym nie stara się być. Najbardziej mnie ubodło to zdanie o tekstach- wyprane z uczuć?! Denne?! Czy Ty tego w ogóle słuchałeś?! Te teksty są porywające i powalające na kolana i większość pań, które siedziały w kinie i znają angielski dostała conajmniej wypieków od tych słów, które Upiór wyśpiewywał do Christine- najseksowniejsze lyricki musicalowe jakie powstały w historii tego gatunku!
Do osoby o nazwie spin girl.
Kogoś mi przypominasz, chciałabym cię bliżej poznać, mój e- mail to asia_580@op.pl Numer gg to 7411206. Zapraszam na mój blodżek tutejszy.
Ciekawe kogo :) Bardzo chętnie bym poklikała, ale dzisiaj wyjeżdżam do Irlandii i nie będzie mnie do września, także na razie musimy to odłożyć :(
Ale mam nadzieję, że we wrześniu jeszcze pogadamy.
3maj się!
teksty są jak dla mnie smętne i monotonne, rozumiem, że gromady "romantyczek" dla których ulubionym filmem jest "titanic" mogą być zachwycone, bo to takie "słodkie", ale mnie to najzyczajniej nudzi, a przecież o uczuciach można opowiadać ciekawie (przykładem choćby "Wielki Gatsby" Fitzgeralda), a nie rzucać wyświechtanymi tekstami o potrzebie miłości. o wiele ciekawiej mówi się o tego typu sferach życia bez użycia bezustannie popadających w banał słów, jak np. w wyśmienitym "Między słowami". a gdzie w tych pieśniach upiora jest seks (rzecz jasna w sensie seksowności, anie dosłownym-dopisek dla prymitywów) to ja już naprawdę nie wiem. już bardziej sexy było wyznanie hana solo do lei w "imperium kontratakuje": ona- "kocham cię", a on - "wiem". przynajmniejniebanalnie.
caligula, popieram cię w pełni. upiór to wielki niewypał. przede wszystkim muzyka była denna, przez cały film przwijały się bodajże trzy tematy, a na ponad dwu godzinny seans to chyba przesada. bardzo mnie dziwi czemu ludzie tak go chwalą. mnie ten film niczym nie porwał ani nie poruszył - wręcz przeciwnie była znudzona, bo na ekranie rzeczywiscie nie działo się nic ciekawego (prócz pięknych kostiumów, scenografii i zdjęć nie ma na co zwrócic uwagi).
jedyna rzecz która mi się w filmie podobała to rola mimi driver - szkoda że było jej tak mało.
przykro stwierdzić ale upiór nie dorasta do pięt takim musicalom jak cabaret, albo nawet moulin rouge.
To dziwne panno Tinuviel,że jesteś współtwórcą tej strony.
Krytyka filmu, któremu coś się zapewne dodało, ciekawe....
Joan
no rzeczywiście to straszne........litosci
dodałam zanim oglądnęłam film i mialam co do niego pewne oczekiwania którym zupełnie nie sprostał
Przepraszam za odgrzewanie prastarych wątków, ale na forum cisza, a ja Naprawdę Nie Mogę Się Powstrzymać (i nie powstrzyma mnie nawet zepsuta klawiatura która sama sobie zmienia ustawienia) żeby nie odpowiedzieć Kaliguli.
O ile dobrze zauważyłam jesteś Kaligulo facetem, pozwolę sobie zatem bezczelnie postawić pod znakiem zapytania Twoje kompetencje do oceny męskiej seksowności ;D Mówiąc odrobinę poważniej nie mam wątpliwości że Gerard potrafiłby i książkę telefoniczną zaśpiewać tak, że buchałby z tego żar i namiętność, natomiast piosenkom z "Upiora" jego wykonanie dodało skrzydeł. Żeby nie było, że jestem nieobiektywna jako wielbicielka (talentów) Butlera, zastrzegam od razu i z góry że nie byłam nią przystępując do słuchania muzyki z "Upiora" po raz pierwszy. Wtedy w moim prywatnym rankingu aktorów figurował, wraz z całym tłumem innych, gdzieś w rubryce "całkiem przystojny, zapamiętać". Dopiero właśnie "Upiór" sprawił że imć Butler wystrzelił w górę mojego rankingu z prędkością światła (a fenomenalna rola Leonidasa w "300" go w tym pędzie utwierdziła). Gerard rozłożył mnie na łopatki i czapkę z głowy zerwał potęgą emocji jakie zawarł w swoim śpiewie (o czym pisałam z tysiąc razy, ale z dziką przyjemnością napiszę po raz tysiąc pierwszy). I to właśnie w nim lubię, że gra wkładając w to serce, gra z pasją i nawet w czymś tak potwornie kichowatym jak "Dracula 2000" przebłyskują chwile prawdziwej emocji.
Wracając do "Upiora w operze", jest to musical, i to konwencjonalny w swej formie, którą można albo polubić albo nie. Ja lubię, dzięki programom Lucjana Kydryńskiego (ktoś je jeszcze pamięta?) i Teatrowi Muzycznemu w Gdyni i rozumiem że trudno wymagać subtelności psychologicznych rodem z "Lost in translation" w tego typu filmie. Nie ta konwencja po prostu. Ponadto, pamiętajmy, to jest upiór w OPERZE, cały film jest więc operowo przerysowany i kiczowaty. I tu znowu, albo się to kocha, albo nie.
Moja opinia może być wybrakowana, bo "Titanic" nie jest moim ulubionym filmem ;)
Niepoprawna romantyczka i Phanka-Wiedźma
czlowieku cos widac ze uczuc to ty nie masz dla mnie to byl najbardziej przejmujący film jakie widzialam od pol roku zauroczylam sie w tych twoich songach ostatnio nawet wydalam 90 zl na plytke i jesli to ma byc nudne to co dla ciebie jest ciekawe???
odpowiedz najlepiej na moim blogu
Jej! Ten komentarz to pomyłka! Widzę, że nie Ty w ogóle nie rozumiesz co to jest musical?:| Dla mnie ten film to arcydzieło. Nie podszedłem do niego jako do filmu do oglądania, tylko prawdziwego musicalu. Ja lubię taką muzykę i uważam, że ten film jest dziełem sztuki na naprawdę wysokim poziomie.
To jeden z najlepszych miusicali. W powtarzalności motywów muzycznych tkwi klucz do odczytania całości. Muzyka dskonale oddaje charakter dziejących się wydarzeń i wprowadza odpowiedni dla danej sceny nastrój. To opowieść opiewająca piękno i szlachetność sztuki, a zwłaszcza muzyki. Film jest warty obejrzenia. A wrażliwemu człowiekowi z pewnością przyspoży wielu wzruszeń.
Hmmm... Jak Ci się nie podoba muzyka, to oczywiste jest że film też ci się nie podoba, mnie wręcz ta muzyka urzekła i słucham ja cały czas. Ale wiesz.. Każdy lubi co innego...
Pozdrawiam Ewelina
ty sie koleś nie znasz!!!!:P:P to film w którym przedewszystkim każdy reżyser chce podkreslić MIŁOŚĆ!!!TY NIC NIE CZAISZ W NIM SKORO CIE NUDZIŁ!!!TEN MIUSICAL JEST PIĘKNY!!CUDOWNY I DOSKONAŁY NIE MA W NIM ZADNYCH POMYŁEK I JEST BARDZO "KOSZTOWNIE ZROBIONY''!!dziwisz sie że śpiewaj tam o np:pojde z na świata kres dziel ze mną jedno życie bo o to w tym filmie chodzi!TY SIE NIE ZNASZ!!Albo ok masz zgorszony gust TAM PRZDEWSZYSTKIM TEŻ CHODZI O MUZYKE!!!!
Żenada moi drodzy, prawdziwa żenada. :-/
To jest forum obiektywne, a więc każdy ma prawo wyrazić swoją opinię.
Jedni są zachwyceni, innym się nie podoba.
I byłoby miło, gdybyście to zaakceptowali.
Caligula napisał, że mu się nie podoba, uzasadnił dlaczego, więc ja się pytam: dlaczego na niego najeżdżacie?
Niemiło jest tu czytać tekst napisany z włączonym CAPS LOCKIEM (tu mam na myśli "Niebieską") i beznadziejny tekst: "Ty się nie znasz".
Proszę, bądźcie tolerancyjni.
Bo aż niemiło jak przegląda się to forum i widzi takowe wypowiedzi.
Opera Lady Ghost
Zgadzam się z przedmówczynią, ale z drugiej strony Caligula sam się prosił o te komentarze. Gdyby nie obrażał fanów tego filmu komentarzami typu "banda romantyczek, których ulubionym filmem jest Titanic" to nie naraziłby się na tak ostrą krytykę. Szanujmy się wszyscy, nie ma nic złego w tym, że ktoś jest romantykiem ani w tym, że nie jest.
Też jestem romantykiem i kure*skoZ NIENAWIDZIŁEM tą wersje "Upiora". Cały romantyzm tego filmu to jeden wielki banał. A jako film również sie nie broni. Jeśli przedstawienie miłosnych relacji między dwojgiem bohaterów jest tylko kilka zdań z ust przypadkowych osób to wybacz ale film jest dosłownie ścierwem. Raoul i Christine mają pierwszą scene razem W POŁOWIE FILMU i wyznają tak sobie miłość. To najgorszy rozwój postaci w historii kina. Wiem że to filmowy musical, ale to przede wszystkim film. A film może mieć nawet i po 6 godzin długości (Skoro "Doktor Mabuse" miał tyle to czemu nie), ale obowiązkiem scenarzysty i reżysera jest pokazanie relacji miedzy bohaterami.
Piosenek jest w nadmiarze. Nawet "Moulin Rouge znalazł równowage miedzy piosenkami a scenami istotnymi dla fabuły. To co ważne było mówione w normalny sposób. Tutaj śpiewają nawet pod czas czytania pieprzonego listu. Absurd.
W tym filmie nie uświadczymy nawet subtelnosci czy czegokolwiek Wszystko jest przejaskrawione, przesadzone, widz nie może sam rozpatrywać wszystkiego sam, bo juz wszystko jest podane na tacy.
I w kółko i w kółko piosenki. Znowu - Moulin Rouge znalazł równowagę, a w tym filmie to ciagłe darcie mordy i żałosne kawałki, a większość z nich jest BEZCELOWA.
Ten film był dla mnie obrazą i kpiną. Na tle innych adaptacji "Upiora.." to coś to jedna wielka katastrofa.
Film obraża romantyka, widza, i moim zdaniem ksiażkę również.
Banda romantyczek, których ulubionym filmem jest titanic????Masz coś do romantyzmu? Co złego jest w tym, że ludzie pragna miłości, lubią na nia patrzeć i o niej słuchać??Ten musical nie jest może oryginalny, ale moim zdaniem ma w sobie coś głębokiego, co potrafi poruszyć kogoś o wrażliwym sercu. Trzeba ten film zrozumiec i poczuć. Trzeba wczuć się w nastrój, zrozumiec tą miłość, namiętność! Niezwykła atmosfera filmu sprawiła, że na chwile przeniosłam się w zupełnie inny świat- świat poezji i romantyzmu.
Moja ocena jest oceną subiektywną, tak samo jak twoja. Myślę, że racja jest gdzieś po środku.
Pozdrawiam:)
Zgadzam się, że "objeżdżanie" i teksty w stylu "TY SIĘ NIE ZNASZ" sa niemiłe, ale...poczułam sie z lekka urażona. Po pierwsze - nie mam nic do filmu "Titanic" i w porównaniu do 1000000 innych gniotów "Titanic" to naprawdę dobry film i lubię go bez względu na ckliwośc. To chyba żaden wstyd ( ale niektórzy tak uważają...). Po drugie - jestem romantyczką (= Tyle że nie odbieram tego w negatywny sposób. Mnie "Upiór w operze" głęboko poruszył, wzruszyłam sie prawie tak mocno jak na moim kochanym "Moulin rouge" ( a może nawet tak samo?), muzyka jest porywają i słucham jej z ogromną przyjemnością. Wiadomo, że miłośnicy rapu, techno, hiphopu i wielu innych stylów rozmijających się z "Upiórem..." nie będą tymi melodiami zachwyceni. Im musza wystarczyć słowa - słowa które sa poprostu piekne! Filmweb słuzy do kulturalnych dyskusji (= A więc: nie zgadzam się ani z jednym słowem założyciela tego tematu!!! "Upiór w operze" nie jest pusty, denny i bezsensowny. On jest poprosru troszkę "odrealniony" ( co powiedział sam rezyser filmu - ten zabieg był zamierzony). "Upiór..." miał być łzawym, groteskowym romansem. Nie tylko dla "bandy romantyczek", ale dla każdego człowieka który zrozumie i pochwali ten "zastrzyk" uczuć i emocji jaki dostaje podczas projekcji. Każda "szczepionka" może się nie przyjąć i potem powstają takie tematy jak ten )=
Pokłon w stronę Andrewa Lloyda Webbera. Taka muzyka...gdybym miała czas napisałabym stosowny poemat pochwalny (; nie mam czasu więc kończę.
Pozdrowienia i...może warto dac "Upiorowi..." drugą szansę?
Zgadam się z tobą .Jak można powiedzieć , że Phantom of the Opera " jest denny.Można nie lubić tego rodzaju filmów ale nie można powiedzieć o nim takich złych rzeczy.Przecież to piękna muzyka (dla tych co taką lubią),i opowieść romantyczna.Świetna gra głównych bohaterów Upiora i Christine.Ja nie oglądam takich filmów ale ze względu na Butlera oglądałam i jestem zachwycona.
Arwena
Ja swoją drogą dziwię się autorom tekstów typu:"gromady "romantyczek" dla których ulubionym filmem jest "titanic" mogą być zachwycone". Sprawdzenie z jakim gatunkiem filmu ma się do czynienia nie wymaga specjalnej fatygi, a jak się nie lubi musicali czy melodramatów, to się za nie nie zabiera...bo po co się niepotrzebnie torturować? Mnie osobiście film urzekł a muzyka powaliła na kolana...Ukłon w stronę panów Webbera i Schumachera:)
popieram poprzedni wpis,po co oglądać gatunek filmu który się nie lubi i nie rozumie,ja ten film uwielbiam,a Gerard Butler w roli Erika był świetny,trzeba być totalnie nie wrażliwym żeby nie dostrzec emocji w jego glosie podczas The music of the night lub Pass the point of no return:/
emocje to są w każdej piosence którą ON śpiewa,ale wg. mnie w tych 2 najbardziej:) Jak pod koniec The point of no return tak na nią patrzy...aż się serce kraje i chce się krzyknąć:zostaw głupiego Raula,wybierz Erika;P
Arweno/jessico, ja właśnie po "Upiorze..." pokochałam Gerarda i teraz oglądam z nim każdy film, który wpadnie mi w ręce:)
A co do emocji w piosenkach...dla mnie to jest jedna wielka bomba emocjonalna, od początku do końca:) Na codzień słucham rocka, a gdy już wlącze sobie "Upiora" mam moje małe, własne święto muzyczne;)
Popieram. Popieram w całości! To nie jest wcale ani dobry musical, ani dobry film.
Popieram. W trakcie oglądania przewijałem, bo nudziło mnie słyszenie tego samego po 100 razy w jednej piosence.